domu hrabia ponowi pytanie o Virgila Rettinga.
Zdecydowała, że powie mu wszystko. Tego wieczoru dwa razy przyszedł jej na ratunek... Jeszcze nikt nie próbował wybawiać jej z opresji. Uśmiechnęła się lekko w ciemności na myśl, że zarówno ona, jak i jej jedyny obrońca mają podobnie zaszarganą reputację. Pojazd zakołysał się i stanął. Lucien od razu otworzył oczy. Nie sprawiał wrażenia nagle wyrwanego ze snu. W holu Alexandra zdjęła szal i ruszyła po schodach za paniami Delacroix. Nagle silne dłonie objęły ją w talii i zatrzymały. - Proszę się z nimi pożegnać - szepnął jej hrabia do ucha. - Dobranoc, Rose, pani Delacroix - powiedziała, starając się panować nad głosem. Dziewczyna się odwróciła. - Nie idziesz do łóżka, Lex? - Za chwilę. Muszę zajść do biblioteki po nową książkę. - Nie dałabym rady teraz czytać - oświadczyła Fiona, dotarłszy na podest. - Będę spać do południa. Dobranoc, Lucienie. Polecane obozy żeglarskie na Mazurach - Ciociu Fiono. Rose. - Kuzynie Lucienie. Alexandra odczekała, aż zamkną się dwie pary drzwi. - Proszę mnie puścić. - Nie. - Dobrze. Możemy stać w holu przez całą noc. Poczuła, że mięśnie płaskiego brzucha napięły się, jakby hrabia powstrzymał śmiech... prawo do bycia zapomnianym albo przekleństwo. Opuścił jednak ręce i trochę się odsunął. Na wszelki wypadek powiększyła odległość między nimi. - Czy kiedykolwiek przegrała pani w sprzeczce? - Nie. - Hm, ja również. Z ulgą stwierdziła, że lord Kilcairn jest w dobrym humorze. Nie mogła się oprzeć pokusie. - W czasie starcia z Virgilem stracił pan punkty. - Jak to? - Użył pan wyświechtanego określenia: „potyczka słowna z nieuzbrojonym człowiekiem”. Lucien zmarszczył brwi. - Chciałem mieć pewność, że mnie zrozumie. Nienawidzę marnować najlepszych kwestii na byle durnia. Skinęła głową. - Oczywiście. Dobranoc. Hrabia zrobił krok w jej stronę. - Nie tak szybko, Alexandro. Proszę dotrzymać umowy. I nie udawać, że jest pani zakłopotana moją prośbą. - Żądaniem. - Mniejsza o słowa. Patrzyła na niego przez dłuższą chwilę. Tego wieczoru brzemię trosk niemal ją przytłaczało. Jeśli ktokolwiek mógł jej ulżyć, to tylko Lucien Balfour. Bransoletka - Muszę zachować dużą ostrożność, jeśli chodzi o moją rodzinę. Wziął ją za rękę i poprowadził ku ciemnej bibliotece. - Dlaczego? - Jeśli oni, zwłaszcza mój wuj, wyprą się mnie publicznie, będę całkiem bezbronna. Nic nie widziała, ale hrabia pewnie poruszał się w mroku. Pchnął ją delikatnie na miękką sofę i zapalił lampę. Potem usiadł tak blisko, że ich uda się stykały. - A potrzebuje pani ochrony, bo?... - Bo tylko ich poparcie, świadome lub nie, wstrzymuje falę plotek. Lucien powoli wyciągnął rękę i zdjął klamrę z jej włosów. Zadrżała, gdy wsunął w nie dłonie.