ostrzyżone brązowe włosy. Niebieskie oczy. Gdyby zatrudnił się w liceum miałby pewnie
sporo wielbicielek. A w szkole podstawowej K-8 w Bakersville? – Panno Conner – powiedział Mann, wyraźnie zaskoczony jej wizytą – miło mi znowu panią widzieć. – Uśmiechnął się uprzejmie. Jej obecność wcale go nie zaniepokoiła. – Dzień dobry, panie Mann. – Rainie podała mu rękę. Słaby uścisk, pomyślała. Niepewny. – Proszę mówić mi po imieniu. Jestem Richard. Pan Mann to mój ojciec. – Znam to uczucie – stwierdził ze zrozumieniem Quincy. Usiedli. Pokój Richarda Manna, ulokowany między sekretariatem a gabinetem dyrektora, był mały, ale schludny. W nijakim wnętrzu dominowało wielkie okno wychodzące na szkolny parking. Podłoga pokryta była niebieską wykładziną. Wzdłuż białych ścian stały pomalowane na szaro szafki na akta. Poza dwiema roślinkami w doniczkach i plakatem z twarzami wyrażającymi różne uczucia, nie było na czym zatrzymać wzroku. Zdecydowanie kawalerskie biuro, uznała Rainie. Mogła się założyć, że mieszkanie Manna miało równie funkcjonalny i nieciekawy wygląd. W tej chwili podłogę zaśmiecały puste kartonowe pudełka i sterty papierów. Jedwabna mucha we wzór jasnoniebieska – Generalne porządki? – zapytał Quincy. – Przeglądam stare akta – wyznał Richard. Machnął przepraszająco ręką, wskazując na opróżnione szafki. – Zaczyna nam brakować miejsca. Większość tych akt pochodzi z okresu przed moim przyjazdem do Bakersville. – Właśnie. Jest pan tu nowy. – Minął już cały rok. Nie czuję się nowy. – Bakersville to duża odmiana po Los Angeles – zauważyła Rainie. Radar burz – Tego właśnie szukałem. – Małomiasteczkowej nudy? – Miejsca, gdzie nie trzeba obawiać się strzałów z przejeżdżającego samochodu. – Uśmiechnął się słabo. – Niestety, niezupełnie wyszło tak, jak planowałem. – Gdzie pan był, kiedy zaczęła się strzelanina? – zapytała Rainie. – W swoim gabinecie. To była moja przerwa obiadowa. – Nie jada pan z dziećmi? – Nie. Wprowadziłem zasadę otwartych drzwi. Uczniowie mogą przyjść do mnie w każdej chwili, jeśli mają jakiś problem. – Podobno Melissa Avalon też udostępniała pracownię w porze obiadowej. – Zgadza się. – Kiwnął głową. – Więc oboje jadaliście lunch w tym samym czasie. – Rainie zmrużyła oczy i chłodno obserwowała, jak Richard Mann robi się coraz bardziej zmieszany. Oczekiwał rozmowy na temat Danny’ego O’Grady, a nie tego, co sam robił w dniu morderstwa. – Tak, owszem – powiedział mniej pewnie. Zaczął nerwowo splatać palce. Rainie doszła do wniosku, że z nim pójdzie im łatwo. – Czasem jadaliście lunch razem? – Przecież byliśmy kolegami z pracy... – Podobno panna Avalon lubiła bliżej poznawać niektórych kolegów z pracy. – Nie rozumiem... – Chodzi mi o dyrektora Vander Zandena. A może nie wiedział pan o tym? – Rainie przybrała surowszy ton. Richard Mann poruszył się niespokojnie na krześle. – Myślałem, że będziemy rozmawiać o Dannym. Pierwszy dzień wiosny 2022 – Jak dobrze znał pan Melissę Avalon? – Pracowaliśmy razem, to wszystko. – Była bardzo piękna. – Tak sądzę... – Młoda, mniej więcej w tym samym wieku, co pan? – Chyba tak. – I też nowa w tej okolicy. Panie Mann, bądźmy poważni. Niech nam pan nie wmawia, że nie mieliście ze sobą nic wspólnego. – Zaraz. Myślicie, że ja i Melissa... – Mann spojrzał na nich ze zdziwieniem i energicznie pokręcił głową. Po raz pierwszy od początku rozmowy wyraźnie się rozluźnił. – Jeśli