głos Gilly brzmi jakoś dziwnie, ale potem do telefonu

  • Faustyna

głos Gilly brzmi jakoś dziwnie, ale potem do telefonu

30 June 2022 by Faustyna

podszedł Edward, po nim Sophie i Jack, który musiał usłyszeć na własne uszy, że wszystko jest w absolutnym porządku, i ostatecznie Gilly wypadła jej z głowy. To Angela przekazała jej wiadomość. Siedziała teraz przy córce, gotowa służyć jej chusteczkami, ale Lizzie, choć przybladła, zachowała kamienną twarz. - Lepiej wyrzuć to z siebie, jeśli potrafisz - powiedziała jej matka, nauczona wieloletnim doświadczeniem. - Spodziewam się, że potrafię - odparła Lizzie. - Jak do tego dojrzejesz. - Angela miała czerwone oczy. Lizzie pokiwała w milczeniu głową. - Oczywiście dzieci jeszcze nie wiedzą. Kolor szafirowy - Rzeczywiście nie wiedzą, rozmawiałam już z nimi. - Pomyślałyśmy z Gilly - ciągnęła Angela, zaniepokojona jej chłodnym spokojem - że sama im zechcesz powiedzieć... To znaczy, nie żebyś chciała, głupio mówię. - Rozumiem, o co ci chodzi, mamo. - Bo wiesz... Leżysz tutaj, a nie można za długo zwlekać, Atrakcje, a bon turystyczny dla dzieci bo i tak się wyda. Gilly zachowuje się wspaniale, stara się ich zająć, nie włącza telewizora, nie dopuszcza do komputera, a w gazetach jeszcze nic nie ma, dzięki Bogu... - Zaraz do nich pojadę - zdecydowała się Lizzie. - Nie możesz! Spójrz tylko na siebie! - Angela namyślała się przez chwilę. - Może bym ja przywiozła je do miasta? - Nie. Absolutnie nie. Chirurg nie był zachwycony, ale ostatecznie ustąpił i podpisał jej zgodę na opuszczenie szpitala. Uprzedził ją po ojcowsku, że jeśli nawet w tej chwili znajdzie dość siły ze względu na dzieci, to po pewnym czasie koszmar, przez który przeszła, zbierze i tak swoje żniwo. Robin Allbeury przyjechał z bukietem, kiedy czekała na prywatny ambulans, którego wynajęcie doradził jej chirurg. - Dobry Boże! - wykrzyknął, usłyszawszy o śmierci Christophera. Lizzie dostrzegła w jego oczach coś w rodzaju poczucia winy. - To nie twoja wina - powiedziała niemal szorstko. - https://fashionistki/jak-zrobic-naturalny-antyperspirant-sprawdzone-przepisy/ Nie waż się tak myśleć ani przez chwilę! - On tam przyjechał za mną - wyjaśnił jej cicho Allbeury. - Sprawa z inspektor Shipley to czysty przypadek, on musiał być... - Nie zrobił tego z jej powodu - przerwała mu Lizzie. - I na pewno nie z twojego. - Odwróciła twarz. - Ty wiesz najlepiej ze wszystkich, dlaczego tak postąpił. Przez kilka sekund siedzieli w milczeniu. - Gdybyś czegoś potrzebowała... O każdej porze dnia - Zrobiłeś już dla mnie więcej niż dosyć.

Posted in: Bez kategorii Tagged: w czym na komunie, calzedonia sukienka, jak uwieść starszego faceta,

Najczęściej czytane:

go ciała, jeśli wiesz, co chcę powiedzieć. - Bardzo sprytny pomysł z tą powiastką biblijną. - Też tak sądzę. Sam na to wpadłem. - Nachmurzył się nagle. - Mówisz to tylko, żeby odciągnąć moją uwagę od tego, co zamierzam zrobić. Nic z tego, kolego. Nie uda ci się. -Łypnął okiem na Chrisa i pochylil się w jego kierunku. - Dziś zabiję swojego drugiego Hoyle'a. Ale ze mnie szczęściarz. Gdy Sayre weszła do kuchni, Beck stał w kuchennych drzwiach wejściowych i przyglądał się Fritowi, który próbował złapać wiewiórkę. Miał na sobie tylko luźne szorty. Na plecach wciąż widać było sińce. Podchodząc do niego, otoczyła ramionami jego talię i pocałowała paskudne stłuczenie na ramieniu. - Dzień dobry - powiedziała. - Dobry, a robi się coraz lepszy. - Odwrócił się i przyciągnął ją do siebie, delikatnie całując w usta. Gdy skończyli, spojrzał na jej strój i uśmiechnął się. Sayre musiała włożyć jedną z jego starych koszulek, praną już tyle razy, że niemal nie można było odczytać logo Uniwersytetu Stanowego Luizjany. - Do twarzy ci - powiedział. - Tak sądzisz? - Hm - potarł wierzchem dłoni materiał na jej piersiach, Sayre sięgnęła do jego rozporka i zaczęła rozpinać guziki. Stykając się czołami, zaśmiali się nad absurdalnością swego pożądania, którego nie stłumiła nawet cała noc miłości. Frito jednak nie był zadowolony. Do obojga dotarło skrobanie do drzwi z moskitierą i żałosne piszczenie. Beck spojrzał na nią i uniósł brew. - Co o tym sądzisz? - Myślę, że nie potrafiłabym żyć z nieczystym sumieniem. - Cholera, ja też nie. - Wypuścił ją z objęć i otworzył drzwi psu, który wpadł do kuchni, chwycił jedną ze swoich piłek tenisowych i ruszył w ich stronę. Piłka wylądowała z miękkim plaśnięciem na gołej stopie Sayre. Skrzywiła się, ale poklepała psa po łbie i podziękowała za podarunek. Beck nalał sobie i jej kawy i przysiadł na stole kuchennym. Sayre przysunęła sobie krzesło, usiadła naprzeciwko Becka i zaczęła leniwie drapać Frita za uszami. - Zakochał się w tobie bez pamięci - orzekł Beck. - Powiedział ci to? - Nie musiał. Spójrz na jego pysk. Ma bzika na twoim punkcie. Rzeczywiście, pies spoglądał na nią z uwielbieniem Sayre upiła nieco kawy. - Znienawidzę siebie za to wszystko - powiedziała, wolno odstawiając filiżankę na stół. - Za ostatnią noc? - Nie. Nie żałuję ostatniej nocy. - Ja z kolei żałuję, że nie trwała dłużej. I tego, że straciłem z niej godzinę na sen. - Niecałą. - To i tak za długo. - Nawet podczas snu byłeś... - Tak, byłem - przerwał chrapliwie. - A ty byłaś taka... miękka i pachnąca. Wymienili długie, intymne spojrzenie. Potem Beck zapytał, za co Sayre będzie siebie później nienawidzić. ...

- Za zadanie typowego pytania „po". - Pytania w stylu „co dalej"? - Rozumiem, że słyszałeś już takie pytanie wcześniej. - Owszem, ale nigdy nie zaszczyciłem go odpowiedzią. - To mój pierwszy raz. Beck zawahał się, a potem wstał i znów podszedł do drzwi kuchennych. Frito chwycił piłeczkę i poczłapał w jego kierunku, z nadzieją, że jego pan się z nim pobawi. Beck jednak stał bez ruchu, zapatrzony w przestrzeń za moskitierą. - Jeśli musisz się tak długo zastanawiać, to wystarczy za odpowiedź. - Sayre odgarnęła włosy i wstała. Beck odwrócił się szybko. - Sayre. - Nie musisz mi nic tłumaczyć, Beck, a już na pewno składać obietnic. Nie jestem głupią dziewczynką z głową w chmurach. Zeszłej nocy zareagowaliśmy akurat w taki sposób na sytuację pełną emocji i na wzajemne przyciąganie fizyczne. Zrobiliśmy to, czego pragnęliśmy, i w ciemnościach wydało się to wspaniałe. Teraz jednak nastał dzień i... - Jak możesz wątpić choćby przez chwilę, że pragnę cię bardziej niż kogokolwiek na świecie? - Jego słowa były tak nabrzmiałe gniewem, że zbita z tropu Sayre powstrzymała się od dalszego wywodu. - Zapragnąłem cię od pierwszej chwili, gdy cię ujrzałem. Od tego czasu moje pragnienie narastało przy każdym kolejnym spotkaniu. Tak też było ostatniej nocy, tak jest teraz, dzisiaj, w tej chwili. Będę cię pragnął jutro i każdego kolejnego dnia. Jednak... - Jednak gdy przyjdzie do wybrania między Huffem a mną, wybierzesz jego. - To nie jest takie proste. - Nie? - Nie. - Ja myślę, że jest. - Są rzeczy, o których nie masz pojęcia, a ja nie mogę ci o nich powiedzieć. Muszę skończyć to, co zacząłem. - Czy kiedykolwiek przestaniesz chronić Huffa i Chrisa? Jak daleko się dla nich posuniesz, Beck? Oberwałeś za nich wczoraj. Napluto ci w twarz z ich powodu. Ludzie tobą gardzą, nie ufają ci i piętnują cię, a ty znosisz to wszystko dla nich. Czy cię to nie nuży? Wpatrzył się w nią przenikliwym wzrokiem. - Nie masz pojęcia, jak bardzo. - Więc zostaw ich! - Nie mogę. - Co cię powstrzymuje? - Zobowiązanie. Moje życie jest nierozerwalnie związane z Huffem i Chrisem. Nie chcę tego, zwłaszcza po nocy, którą właśnie spędziłem z tobą, ale nic na to nie poradzę. Taka jest prawda. - Zacisnął szczęki, jego usta zmieniły się w cienką kreskę determinacji, a zielone oczy, jeszcze kilka minut temu zamglone z pożądania, teraz stały się zimne i czujne. - Najwyraźniej - wyszeptała. - Niechaj Bóg cię ma w swojej opiece. Nagle rozległ się dzwonek jego telefonu. Wytrzymał, spoglądając na nią do drugiego dzwonka, a potem zaklął pod nosem i odebrał. W miarę słuchania, wyraz jego twarzy zmieniał się jak w kalejdoskopie. - Kiedy? Gdzie? - Wyraźnie poruszony tym, co właśnie usłyszał, przesunął dłonią po twarzy. - O Boże, czy to poważne? Nie żyje? 34 Gdy wreszcie dotarli do domku rybackiego, Beck spędził sporo czasu, żeby znaleźć wolne miejsce do parkowania pomiędzy wozami policyjnymi, karetkami i innymi samochodami. Na podwórku przed chatką i na brzegu Bayou Bosquet kłębili się policjanci, sanitariusze i reporterzy z lokalnych gazet, rozmawiając z ożywieniem. Jeden z fotografów cofnął się, aby zrobić zdjęcie domkowi i nadepnął przypadkiem na wypchanego aligatora leżącego na dziedzińcu. Podskoczył ze strachu, ku uciesze swoich towarzyszy. W domku nastroje były bardziej ponure. Okręgowy lekarz sądowy nadzorował tam wyprowadzanie ciała Klapsa Watkinsa. Beck i Sayre stali na zewnątrz, kiedy pchano w kierunku ambulansu wózek z czarnym workiem. Gdy zamknęły się tylne drzwi karetki, oboje dołączyli do grupki stłoczonej wokół schodów prowadzących na ganek. Na podeście siedział Chris w towarzystwie Rudego Harpera, Wayne'a Scotta i Huffa. Był odziany jedynie w spodnie, a jego tors i nagie stopy zbroczone były krwią. W dłoni trzymał papierosa, którego zdążył wypalić do połowy. Spojrzał na Sayre i przywitał Becka słabym uśmiechem. - Dzięki za szybkie przybycie. - Dobrze się czujesz? - Trochę się trzęsę. - Uniósł dłoń trzymającą papierosa. Drżała. - Co się stało? Beck zadał pytanie całej grupie, ale pierwszy zareagował detektyw Scott. - Wedle pana Hoyle'a, Watkins wtargnął do domku rybackiego, rzucił w niego ubraniem, które miał na sobie, gdy zabijał Danny'ego, a potem zagroził śmiercią również panu Hoyle'owi. - Tamtej nocy na szosie nie bałem się go, pewnie dlatego, że ze mną byłeś - powiedział Chris do Becka. - Wydawał mi się wtedy zwykłym dupkiem. Ale dziś rano zachowywał się, sam nie wiem... jak psychopata. Naprawdę chciał mnie zabić i gdyby nie łut szczęścia, dopiąłby swego. Huff ścisnął ramię syna pokrzepiająco. Beck zadał sobie pytanie, czy tylko on widzi pistolet zatknięty za pas starego. - Watkins zachował rzeczy, które miał na sobie, gdy zabił Danny'ego? - spytała Sayre. - Przyniósł je tutaj? Szeryf Harper wskazał na brązową papierową torbę na dowody rzeczowe, która, wedle wiedzy Becka, pozwalała lepiej przechować wszelkie ślady DNA. - Dziś rano dostaliśmy również but należący do Watkinsa - opowiedział wszystkim o sprawie. - Ostrzegłem Huffa, że jeśli Klaps zorientuje się, iż pozostawił po sobie obciążający dowód rzeczowy, stanie się jeszcze niebezpieczniejszy. Prosiłem, żeby na siebie uważał. Nie udało się nam ostrzec na czas Chrisa. - Miałem wyłączoną komórkę - wyjaśnił Chris. - Byłem już zmęczony dziennikarzami nieustannie dzwoniącymi do mnie z prośbą o komentarz w sprawie zamknięcia fabryki. Kiedy tu przyjechałem wieczorem, wyłączyłem telefon. Nie wiedziałem, że muszę się mieć na baczności przed Watkinsem. - Skąd wiedział, gdzie cię szukać? - spytał Beck, - Najwyraźniej nas obserwował. Pojawił się w pobliżu twojego domu. Dopadł nas na drodze. Włamał się do pokoju hotelowego Sayre. Jeśli obserwował to miejsce, z łatwością zauważył mój samochód. - Chris skinął w kierunku porsche. - Może przyniósł ze sobą te ciuchy, żeby nas przestraszyć. Są upaćkane... - Spojrzał na Huffa i nie dokończył. - Kto wie, co nim kierowało? Nie myślał jak normalny człowiek. Dziś rano zachowywał się jak maniak. - Jak się obroniłeś? - Klasycznie. Kiedy zaczął się wymądrzać, oparł nogę na łóżku, odsłaniając w ten sposób krocze. Kopnąłem go w jaja najsilniej, jak mogłem. Nie trafiłem zbyt celnie, bo jedynie go osłabiłem. Przewrócił się, ale nie wypuścił noża. Kiedy próbowałem mu go zabrać, zamachnął się na mnie, nie trafił, więc spróbował znowu, ale tym razem udało mi się chwycić go za nadgarstek. Zaczęliśmy walczyć. Watkins przegrał i upadł na ostrze. Musiał sobie przeciąć jakąś tętnicę w brzuchu, bo krew dosłownie zaczęła się z niego wylewać strumieniem. Próbowałem zatamować krwawienie, ale umarł po kilku minutach. Beck spojrzał na Scotta. - To była zdecydowanie samoobrona. - Oczywiście, tak to wygląda. - Detektyw wyciągnął dłoń do Chrisa. - Jestem panu winien przeprosiny, panie Hoyle, za wszelkie niedogodności i wstyd, jakich stałem się przyczyną. Najbardziej jednak żałuję, że zacząłem pana podejrzewać. Chris uścisnął rękę Scotta. - Wykonywałeś swoją pracę. My, Hoyle'owie, potrzebujemy ludzi takich jak ty, żeby chronili nasze miasto, prawda, Huff? - Tak jest. Rumieniąc się na tę pochwałę, detektyw sięgnął po torbę z dowodem rzeczowym. - Zabiorę to do biura i zarejestruję - powiedział do Rudego. - Jeśli chcesz, mogę zawieźć ją jutro do Nowego Orleanu. - Dzięki. Jak tylko wrócę na komendę, napiszę oświadczenie, które Chris podpisze. Detektyw dotknął palcami brzegu kapelusza i spojrzał na Sayre. - Do widzenia pani. - Z tymi słowy odszedł, unosząc torbę z dowodem rzeczowym. Chris zaciągnął się głęboko papierosem i zgasił niedopałek na schodku. - Będę rad, kiedy to wszystko wreszcie się skończy. Być podejrzanym o morderstwo to żadna przyjemność. Nie mówiąc o tym, że odciąga mnie to od spraw przedsiębiorstwa, a tam dzieje się bardzo źle. - Spojrzał ze złością na Sayre, ale nie skomentował jej uczestnictwa w wydarzeniach, które doprowadziły do zamknięcia fabryki. Karetka z ciałem Watkinsa zdążyła już odjechać, pozostali zaczęli się powoli zbierać. Rudy Harper został najdłużej. - Wygląda gorzej niż Klaps - zauważył Chris, śledząc jego wyjazd. - Ma raka. Wszyscy spojrzeli na Huffa, poruszeni tym, co powiedział. - Jest bardzo źle? - spytał Chris. - Powiedzmy tylko, że to dobrze, iż Wayne Scott zaczął grać w naszej drużynie. - Nie podpisał jeszcze listu intencyjnego - mruknął Chris. - Skrucha potrafi zmiękczyć serce niejednego człowieka. Chyba czas na to, abyś wysłał mu list z podziękowaniem i małym prezencikiem w kopercie. Chris odwzajemnił konspiracyjny uśmiech Huffa. - Zrobię to jutro z samego rana. - Idę nad wodę - rzuciła sztywno Sayre. - Beck, zawołaj mnie, kiedy będziesz gotowy do odjazdu. Chris przyglądał się odchodzącej siostrze z rozbawieniem. - Chyba obraziliśmy Sayre. A może po prostu jest wkurzona, że tak się co do mnie pomyliła? Beck nie odpowiedział, Huff zdawał się nie słuchać. Przyglądał się fasadzie rozklekotanego domku. - Powinienem sprzedać ten teren. ... [Read more...]

zatonąć. Byleby tylko nie myśleć o tym, co się stało. ...

- Nie - wyszeptała z trudem. - Nie miałam z nią kon¬taktu... - Rozumiem - odparł, lecz widać było, że nic nie ro¬zumie. - Od jakiegoś czasu nie umiałyśmy się dogadać. ... [Read more...]

Mały podatnik VAT - limity na 2022 rok

skrzydła zamku na własne, niezależne mieszkanie. ...

- Nie ma takiej potrzeby, bo i tak tu nie zostanę. Nie cierpię tego miejsca. Chyba sobie kpił! I to miał być sensowny powód? - I dlatego przerzucasz na mnie taką odpowiedzialność? Przyjechałam zajmować się Henrym, a nie jakimś zakichanym zamkiem w jakimś zakichanym królestwie! ... [Read more...]

Polecamy rowniez:

Pierwszy dzień wiosny 2022
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 www.budowlanka.tychy.pl

WordPress Theme by ThemeTaste