kora na co choruje
- Nie. - Wzięła go za rękę. - Pokaż mi. Kiedyś wyciągnąłby z niej najdrobniejszy szczegół rozmowy z Marleyem i dokładnie go przeanalizował. Crispin na pewno by mu zarzucił, że robi się miękki. Lecz nowy Sinclair wierzył, że Victoria powiedziała mu wszystko, co uznała za istotne. I bardziej go interesowało, czy żonie spodoba się nowe biurko. Drzwi jego sypialni były nadal zamknięte, ale w środku panowała cisza. Albo dwaj słudzy toczyli kulturalną rozmowę, albo obaj leżeli nieprzytomni. - Jak myślisz? - szepnęła Victoria. - Za wcześnie, by coś stwierdzić. Zajrzę do nich, jeśli nie wyjdą do zmierzchu. moja firma - A właściwie dlaczego tak się na nich zdenerwowałeś? Na wspomnienie przeżytego strachu mocniej ścisnął jej rękę. - Ich niechęć do komunikowania się ze sobą naraziła cię na poważne niebezpieczeństwo. Victoria zatrzymała się i spojrzała mu w oczy. - A ja bałam się o ciebie. - Naprawdę? siłownia wola Wydawała się taka silna i zarazem krucha. Sama potrzebowała opieki, a jednocześnie była zdecydowana bronić go jak lwica. - Oczywiście. Przecież jesteś moim mężem, Sinclairze Grafton. Bardzo dużo dla mnie znaczysz. Objął ją i mocno przytulił. Nowe życie wydawało mu się bardzo kuszące, ale drogę do szczęścia zagradzała im poważna przeszkoda. Wiedział, że najpierw musi ją usunąć. Ponieważ sypialnia pana domu była zajęta, Victoria zwabiła Sinclaira do swojego prywatnego saloniku. Lord Baggles w ostatniej chwili czmychnął z sofy, ratując się przed zmiażdżeniem. Dobrze, że Mungo Park gdzieś się zapodział. W ciągu zaledwie kilku tygodni nieznośne ptaszysko wydatnie rozszerzyło swój zasób słów. Gdy po jakimś czasie wyszli z pokoju, zbliżała się już pora kolacji. - Przestań - powiedziała Victoria, odsuwając ręce Sina od swoich włosów, luźno związanych wstążką. Roześmiał się i chwycił ją w ramiona. - Powinnaś zawsze tak je nosić. Wyglądasz jak księżniczka z bajki. - O, tak. Już widzę się u Almacków z rozpuszczonymi szkolenia RODO włosami. Pomyśleliby, że kompletnie zdziczałam. Sinclair odgarnął długie sploty i pocałował ją w kark. - Więc chodź tak po domu. Ja przecież wiem, że jesteś dzikuską. Victoria parsknęła śmiechem i poklepała męża po policzku. - Całkiem oszalałeś. Kamerdyner już stał na swoim posterunku w drzwiach jadalni. Lewe oko miał podbite i spuchnięte, ale wyraz twarzy niemal wesoły. - Dobry wieczór, Milo. Wszystko w porządku? - Tak, lady Althorpe.